środa, 30 lipca 2014

Rozdział V.

Tego dnia dziewczyny wcześnie wstały, gdyż chciały w końcu spokojnie zwiedzić Londyn. Iza i Sandra miały okazję zobaczyć typowe miejsca np. Tower of London, Pałac Buckingham, most Tower Bridge. Polki były bardzo oczarowane widokami i cieszyły się, że mogły udać się na zagraniczną wycieczkę. Oczywiście nie obyło się też bez dużych zakupów. Iza, Paulina i Sandra wróciły do domu z wielkimi torbami.
Zmęczona Iza przypomniała sobie o tym, że Fernando zostawił jej swój numer telefonu, a wczoraj postanowiła, że się do niego odezwie. Stwierdziła, że lepiej będzie napisać SMS’a. Szybko wystukała wiadomość na klawiaturze telefonu: „Cześć Fernando, z tej strony Iza. Przepraszam, że odzywam się tak późno, ale dzisiaj spędzałam dzień z kuzynką i przyjaciółką. Życzę Ci powodzenia jutro na meczu, mam nadzieję, że strzelisz bramkę i Chelsea wygra.”
Prawie natychmiast otrzymała odpowiedź: „Już myślałem, że się nie odezwiesz. Fajnie, że napisałaś. Chciałbym, żebyśmy spotkali się jutro pół godziny przed meczem. Mam coś dla Ciebie”.
Iza kolejny raz poczuła się bardzo szczęśliwa. Zaczynała czuć, że nie jest obojętna Fernando. Sam wyszedł z inicjatywą kolejnego spotkania, więc musiał tego chcieć. Postanowiła zgodzić się i pojawić się przed Stamford Bridge o 15:30.

Następnego dnia:
Iza od samego rana była bardzo podekscytowana perspektywą meczu, a także spotkania z Fernando tuż przed nim. Ciekawił ją również prezent od Hiszpana. Punktualnie o 15:30 pod stadion podjechał samochód Pauliny. Kuzynka Izy i Sandra poszły zająć miejsca na trybunach. Iza przed wejściem oczekiwała na pojawienie się piłkarza. Po kilku minutach się zjawił.
- Przepraszam za spóźnienie, ale trochę przedłużył nam się trening przed meczem – powiedział Torres.
- Nic nie szkodzi, miło cię widzieć.
- Ciebie również – uśmiechnął się Fernando. – Zastanawiasz się pewnie, co dla ciebie mam. Dłużej nie będę trzymał cię w niepewności. Proszę bardzo – podał Izie paczuszkę.
Dziewczyna szybko rozwiązała papier. Jej oczom ukazała się koszulka Chelsea, oczywiście z numerem 9 i nazwiskiem Torres na plecach. Zawsze chciała taką mieć, jednak nigdy nie spotkała żadnej w sklepie.
- Nie wiem, co powiedzieć, dziękuję ci bardzo, nawet nie wiesz, ile ten prezent dla mnie znaczy.
- Drobiazg, chciałem po prostu sprawić ci przyjemność. Tak przy okazji, gram dzisiaj w pierwszym składzie i niestety muszę już lecieć, bo za niedługo zaczyna się mecz.
- Powodzenia, strzel bramkę.
- Nie dziękuję, zmykam już, nie chcę znowu słuchać wydzierania się Jose. Cześć Iza, do zobaczenia po meczu, poczekaj tutaj na mnie, bo będę miał dla ciebie kolejną niespodziankę – Fernando pomachał dziewczynie i szybkim krokiem oddalił się w stronę szatni.
Kolejna niespodzianka – pomyślała Iza. Chyba naprawdę mnie polubił. Ale przecież znamy się raptem dwa dni.
Ciągle myśląc o zachowaniu piłkarza Iza udała się na trybuny, by zająć miejsce pomiędzy Pauliną i Sandrą. Oczywiście musiała ubrać się w nową koszulkę, która bardzo spodobała się dziewczynom. Sandra oczywiście nie mogła powstrzymać się od kolejnych komentarzy o wizji przyszłego ślubu Izy, jednak dziewczyna zignorowała je.
Iza nadal nie mogła uwierzyć, że znajduje się tutaj, na Stamford Bridge, dosłownie na kilka sekund przed rozpoczęciem spotkania. Obserwowała innych kibiców i chłonęła atmosferę stadionu, oczekując na pojawienie się graczy na murawie, kochała tych wszystkich Niebieskich piłkarzy i nie mogła się doczekać, kiedy ich w końcu zobaczy.  Miał to być dopiero pierwszy mecz w sezonie i to od razu nie byle jaki, gdyż z Manchesterem United. Nagle na boisku pojawili się piłkarze obu drużyn, niedługo potem zabrzmiał pierwszy gwizdek. W pierwszej połowie nieznacznie dominowali gracze Czerwonych Diabłów, dwukrotnie Robin van Persie był bliski strzelenia bramki, jednak skuteczne interwencje obrońców i bramkarza mu na to nie pozwoliły. Świetną obroną popisał się David Luiz, drugi ulubiony piłkarz Izy, jego również chciałaby kiedyś poznać, obecnie już nie sądziła, żeby to było niewykonalne, w końcu Londyn to magiczne miejsce, tutaj marzenia się spełniają.
W drugiej połowie gracze Chelsea znacznie się ożywili, zaczęli dominować, chociaż gracze Manchesteru United skutecznie blokowali dostępu do własnej bramki. Do 90 minuty utrzymywał się bezbramkowy remis. Sędzia doliczył 3 minuty. Iza bardzo się denerwowała, chciała, by to właśnie Chelsea triumfowała w tym spotkaniu. W 92 minucie Torres otrzymał kapitalne podanie od Edena Hazarda i rozpoczął rajd na bramkę przeciwnika. Umiejętnie ominął kilku graczy i trafił do siatki. Na trybunach podniosła się ogromna wrzawa, wszyscy kibice The Blues byli bardzo zadowoleni z bramki ich zawodnika. Iza również ogromnie się cieszyła, krzyczała z radości tak bardzo, że prawie zdarła gardło. Do końca spotkania utrzymywał się już wynik 1:0. Po ostatnim gwizdku Iza przypomniała sobie, że znowu umówiła się z Torresem i nie będzie mogła towarzyszyć dziewczynom w drodze powrotnej do domu. Szybko się z nimi pożegnała i pognała do wyjścia ze stadionu.

*

I mamy kolejny krótki rozdział, nie martwcie się, pocieszę Was, że mam już napisane dwa rozdziały troszkę dłuższe, cierpliwości. Powoli akcja się rozwija, co będzie dalej to się okaże. Pozdrawiam, zapraszam do czytania i komentowania. Dziękuję wszystkim, którym chce się to czytać, każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania. 

środa, 23 lipca 2014

Rozdział IV.

Iza po wejściu do domu czuła się tak szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Nawet nie przypuszczała, że spotka po prostu na ulicy swojego ulubionego piłkarza. Przy nim starała się zachowywać spokojnie, może nawet przyjmowała postawę trochę obojętną, nie chciała, by wziął ją za jedną z piszczących, sprawiających wrażenie lekko psychicznych fanek, które pewnie spotyka na meczach czy gdzieś w mieście. Jednak tak naprawdę czuła się zupełnie inaczej. Serce biło jej bardzo mocno, miała też wrażenie, jakby w jej brzuchu zalęgło się stado motyli, nawet wtedy, gdy stała już w korytarzu w domu Pauliny. Zdjęła kurtkę oraz buty. Nagle przypomniała sobie o autografie, wcześniej była tak skupiona na Fernando, że nawet nie zobaczyła, co właściwie napisał w zeszycie. Otworzyła go i przeczytała: „Dla kochanej Izy, która dosłownie zwaliła mnie z nóg, Fernando”. Uśmiechnęła się tylko na wspomnienie upadku. Na dole strony zauważyła napisany drobnym druczkiem numer telefonu z dopiskiem „Zadzwoń, proszę”. Domyśliła się, że to pewnie numer Torresa. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Przecież była tylko zwykłą, prostą dziewczyną pochodzącą z małej miejscowości pod Warszawą, czy naprawdę ktoś taki jak Fernando mógł ją polubić, a może nawet mogła mu się podobać ? To, że ona bardzo go lubiła nie pozostawiało żadnych wątpliwości, jednak bała się tego, co mogło nastąpić później. Pomyślała, że może chciał się nią pocieszyć po zdradzie żony, jednak chwilę później zdała sobie sprawę, że gdyby chciał poszukać pocieszenia w ramionach jakiejś dziewczyny zrobiłby to już jakiś czas temu, przecież Londyn roił się od atrakcyjnych kobiet, w mniemaniu Izy dużo od niej ładniejszych. Zresztą Torres nie wyglądał na takiego, który mógłby się tak zachować. Doszła do wniosku, że jeżeli nic nowego nie postanowi to jutro się do niego odezwie, w końcu był dopiero czwartek, mecz miał odbyć się dopiero w sobotę.
- O, cześć Iza, nareszcie wróciłaś, coś długo cię nie było, już miałam do ciebie dzwonić, czy przypadkiem się gdzieś nie zgubiłaś – powiedziała z troską Paulina, która właśnie wyszła z salonu.
- Właśnie Iza, gdzie tak długo byłaś, może raczej powinnam zapytać z kim – uśmiechnęła się Sandra, która również pojawiła się w przedpokoju.
Iza na ich słowa tylko tajemniczo się uśmiechnęła. Przynajmniej tak się jej tylko zdawało, tak naprawdę z jej twarzy można było wszystko odczytać.
- Ha, czyli jednak kogoś poznałaś – stwierdziła z radością Sandra. – Nieładnie tak iść na zaryw beze mnie – ciągnęła dalej z udawanym fochem. – Ale jak już ci się ktoś trafił, to powiedz w końcu, kto to jest !
Iza nie była pewna, czy chce mówić o tym dziewczynom, nawet jeśli jedna z nich pochodziła z jej rodziny, a drugą również traktowała w ten sposób.
- Dobrze, powiem wam, bo i tak mnie będziecie o to męczyć. Na ulicy spotkałam Fernando Torresa.
- TEGO Fernando Torresa ? Gracza Chelsea ? – dziewczyny nie mogły uwierzyć. – Opowiadaj dalej !
- Stałam sobie spokojnie na ulicy i sprawdzałam coś w telefonie, nagle znalazłam się na ziemi, bo ktoś mnie przewrócił, oczywiście swoim zwyczajem puściłam wiązankę polskich przekleństw, spojrzałam do góry i zobaczyłam stojącego nade mną Fernando, winowajcę mojego upadku. Poprosiłam go o autograf, a on w ramach przeprosin zaprosił mnie na kawę i tak się zagadaliśmy, że zupełnie nie zwracaliśmy uwagi na upływający czas. W końcu jednak stwierdziłam, że czas wracać, Fernando mnie odprowadził. Ot i cała historia.
- Wow, nie mogę uwierzyć i co, umówiliście się może na kolejne spotkanie ? Pasujecie do siebie, już sobie wyobrażam wasz ślub, mogę być druhną, prawda ? – rozmarzyła się Sandra.
- Sandra, ogarnij się trochę, przecież ja go dopiero poznałam, poza tym dzieli nas 10-letnia różnica wieku, a także miejsce zamieszkania, zresztą zaczynam od października studia, nie mam czasu na facetów – stwierdziła Iza. W rzeczywistości jednak miała ten cień nadziei, że może coś się zacznie dziać pomiędzy nimi.
- A co ty tam masz w ręce ? Pokaż – Paulina zainteresowała się jej zeszytem i szybko wyrwała go Izie.
- Patrz, Sandra, numer telefonu, czuję, że jednak coś się święci, ja też chcę być druhną – uśmiechnęła się Paulina. – Iza, mam nadzieję, że do niego zadzwonisz, jeśli nie dzisiaj to chociaż jutro.
- Może, jeszcze nie zdecydowałam.
- Iza, taka szansa rzadko się trafia, to może być ten jedyny – Paulina jak zawsze zachowywała się jak romantyczka.
- Nie przesadzaj, ale dobrze, skoro mnie tak przekonujesz to jutro do niego zadzwonię – stwierdziła Iza i ucięła tę żenującą dyskusję.
Dziewczyny udały się do kuchni, gdzie przygotowały kolację, a następnie każda udała się do swojego pokoju. Jutro planowały wcześnie wstać, by spędzić dzień razem, pozwiedzać miasto, udać się na zakupy. Iza przed snem znowu zaczęła myśleć o Fernando. Zasnęła, ciągle mając w pamięci jego piękne czekoladowe oczy, którymi jeszcze kilka godzin wcześniej patrzył na nią.




 *

I kolejny beznadziejny rozdział, zresztą jeden z najkrótszych. Stwierdziłam, że ten blog wygląda strasznie pusto, więc zacznę wstawiać jakieś gify czy obrazki do postów. Poprzednie też urozmaicę. Zapraszam do czytania, obiecuję, że następny rozdział będzie dłuższy. 

środa, 16 lipca 2014

Rozdział III.

Z perspektywy Fernando:
- Torres, skup się się w końcu, w sobotę zaczyna się sezon, a z tobą się w ogóle nie da pracować ! – krzyczał na mnie zdenerwowany Mourinho po raz kolejny.
Taka sytuacja powtarzała się praktycznie na każdym treningu. Minęły już prawie dwa miesiące, a ja ciągle nie mogłem pogodzić się z odejściem Olalli, a właściwie z tym, że mnie zdradziła. Straciłem za jednym razem dwoje najważniejszych dla mnie ludzi – żonę i najlepszego przyjaciela. Z dziećmi też widywałem się bardzo rzadko, w końcu mieszkały teraz w Madrycie, a ja dalej byłem w Londynie. Z Sergio nie chciałem utrzymywać żadnego kontaktu, wiedziałem, że w przyszłym roku będę musiał spotkać się z nim na Pucharze Konfederacji, a jeszcze wcześniej na meczu towarzyskim. Póki co, nie chciałem przyspieszać tej chwili, dlatego ignorowałem wszelkie telefony od niego.
- Dobrze panowie, na dzisiaj koniec, jutro proszę być punktualnie o 12 na treningu, w sobotę gramy pierwszy mecz z Manchesterem United, szczegóły ustalimy jutro.  Do widzenia. – głos Mourinho wyrwał mnie z zamyślenia. Kochałem piłkę, ale w tamtym momencie ucieszyłem się z zakończenia treningu, gdyż kolejny raz skupiłem się na rozmyślaniu o majowym wydarzeniu.
- Hej, przyjdziesz może dzisiaj do mnie na PlayStation ? Organizuję taki męski wieczór – zaczepił mnie pod szatnią mój przyjaciel z drużyny David Luiz. Po odejściu Juana Mata bardziej go polubiłem i w końcu zaprzyjaźniliśmy się.
- Sorry David, nie dzisiaj, nie jestem w nastroju.
- Ciągle myślisz o tej zdradzie ? Chłopie , nie ta, to następna, tyle jest pięknych kobiet na tym świecie, widocznie Olalla nie była „tą jedyną” przeznaczoną dla ciebie – stwierdził jak zwykle optymistycznie podchodzący do życia David.
- Dzięki za pocieszenie – odpowiedziałem z kwaśną miną. – Z kobietami nie chcę mieć już póki co, nic do czynienia, wolę być sam.
- Jak tak sobie chcesz, jeszcze zmienisz zdanie, zobaczysz. To ja lecę, do zobaczenia – pożegnał się ze mną mój klubowy kolega.
Po prysznicu i przebraniu się z dresu treningowego w normalne ciuchy zabrałem swoją torbę i ruszyłem z powrotem do domu. Szedłem jak zwykle zamyślony, zapomniałem o całym świecie. Nagle kogoś potrąciłem i sam znalazłem się na ziemi. Usłyszałem głos dziewczyny i jakieś polskie przekleństwa, które czasem słyszałem podczas Euro 2012, więc domyśliłem się, że potrąciłem Polkę. Na ziemię spadł jej telefon, więc najpierw skupiła się na nim, na szczęście chyba wszystko było z nim w porządku. Dopiero potem podniosła głowę. Szybko wstałem i podszedłem do niej. Kiedy spojrzałem w jej piękne niebieskie oczy, moje serce zabiło mocniej. Nigdy się tak nie czułem, nawet przy Olalli.
- Przepraszam cię bardzo, zamyśliłem się nie zauważyłem cię, chodź pomogę ci wstać, nic ci się nie stało ?  – powiedziałem po angielsku z wyciągniętą dłonią. Dziewczyna zaczerwieniła się, chyba zrobiło się jej głupio z powodu użytych słów i najprawdopodobniej wiedziała, z kim ma do czynienia.
- Nie, nic, to ja cię przepraszam, jakbym wiedziała, kto mnie potrącił, w życiu nie użyłabym takich słów – powiedziała już po angielsku, chwyciła moją dłoń i wstała z ziemi.
- Wiesz, kim jestem ?
- Chyba wszyscy wiedzą, a już szczególnie kibice Chelsea, do których ja się zaliczam. Przepraszam, że pytam, ale czy mógłbyś dać mi swój autograf ? – dziewczyna zarumieniła się, najwidoczniej lubiła mnie jako piłkarza.
- Pewnie, nie ma sprawy, to dla mnie sama przyjemność. Masz może coś do pisania ?
- Proszę – podała mi zeszyt i długopis, które wcześniej wyciągnęła z torby.
- Nie zapytałem wcześniej, jak masz na imię ?
- Izabela, w skrócie Iza, tak możesz zapisać.
- Gotowe, proszę bardzo.
- Dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy – powiedziała uśmiechnięta. Domyślałem się, w końcu ja też miałem kiedyś swoich idoli i dla mnie ich autograf też byłby bardzo ważny.
- Skoro ja spełniłem twoją prośbę dotyczącą autografu, to teraz ja chciałbym cię o coś poprosić. W rewanżu za upadek zapraszam cię na kawę, zgodzisz się ?
- Hmm, dobrze – odpowiedziała Iza po chwili namysłu. Nie dziwiłem się, że się zamyśliła, w końcu raczej nie codziennie zaprasza cię na kawę ktoś dopiero poznany, chociaż w tym przypadku użyłbym raczej określenia „ktoś znany, ale dopiero zobaczony na żywo”.
W kawiarni spędziliśmy około 2 godzin. Iza była inna niż reszta dziewczyn, z którymi do tej pory miałem przyjemność gdzieś wyjść. Rozmawiając z nią czułem się tak, jakbym znał ją od zawsze. Gadaliśmy praktycznie o wszystkim. Dowiedziałem się, że pochodzi z Polski, a do Londynu przyjechała, by odwiedzić swoją siostrę cioteczną i przy okazji zjawić się na meczu jej ukochanego klubu, czyli Chelsea. Zaimponowało mi to, że interesowała się piłką, co jak co, ale takich dziewczyn jest mało, chociaż mogłoby wydawać się inaczej. Miała również podobny gust muzyczny, obydwoje uwielbialiśmy „mocniejszą muzykę”. Nagle Iza spojrzała na telefon.
- Cholera, miałam wyjść tylko na spacer, Paulina pewnie myśli, że umarłam lub ktoś mnie porwał, muszę już wracać do domu.
- Odprowadzę cię, podaj mi tylko adres Pauliny, znam Londyn bardzo dobrze, a ty zapewne nie będziesz wiedziała, jak tam trafić – powiedziałem. Iza zgodziła się. Zapłaciłem za nasze kawy i ruszyliśmy do wyjścia.
- Nie obraź się, ale twoja żona nie jest zazdrosna, że po treningu nie wracasz prosto do domu, tylko włóczysz się po mieście ze swoją fanką ? – zapytała Iza podczas drogi powrotnej.
- Wiesz… Ja już nie jestem z Olallą.
- Ojej, przepraszam, nie wiedziałam.
- W porządku, w końcu muszę się pogodzić z jej odejściem, zdradziła mnie z moim najlepszym przyjacielem Sergio Ramosem i wyjechała z nim do Madrytu.
- Musi ci być ciężko, prawda ? W końcu tyle lat byliście razem.
- Pomimo że minęły już prawie 2 miesiące od jej odejścia nie było godziny, żebym o niej nie myślał. Wróć: nie było aż do teraz. Tak dobrze mi się z tobą rozmawiało, że całkiem o niej zapomniałem.
- Miło mi to słyszeć, szczerze to nie sądziłam, że jesteś taki normalny, jesteś jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, a zachowujesz się jak zwyczajny człowiek. Chociaż zawsze wydawałeś mi się bardzo skromnym człowiekiem i nie wyglądałeś na „piłkarza celebrytę”
- Fajnie, że spełniłem twoje oczekiwania, rzeczywiście, nigdy nie zależało mi na rozgłosie i na imprezach, ważniejsza była zawsze dla mnie moja rodzina. O, to już tutaj.
W końcu znaleźliśmy się pod właściwym adresem.
- Dzięki za mile spędzony czas, szczerze to do tej pory nie mogę uwierzyć, że w ogóle cię poznałam, nigdy nie przypuszczałam, że to może mieć miejsce.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Tak w ogóle to zobaczymy się jeszcze ?
- Zapewne w sobotę na meczu – Iza uśmiechnęła się.
- Nie chodzi mi o mecz.
- Domyśliłam się, nie wiem, może się zobaczymy, a może nie – odpowiedziała z tajemniczą miną.
Czułem, że Iza  chciałaby się ze mną spotkać, ale w tym momencie po prostu mnie podpuszczała, może bała się zaproponować kolejne spotkanie, cóż, znała mnie raptem od kilku godzin.
- Teraz już naprawdę muszę lecieć, do zobaczenia na meczu.
- Do zobaczenia, może nawet wcześniej – powiedziałem z uśmiechem. Iza go odwzajemniła i weszła do domu.
Wcześniej tego dnia pomyślałem, że nie chcę mieć już przez dłuższy czas z kobietami nic do czynienia. W tej chwili nie byłem już tego taki pewien. Przypomniały mi się słowa Davida, że jeszcze zmienię zdanie, czyżby był jakimś cholernym jasnowidzem ? Pomyślałem sobie: „Torres, masz 29 lat, a ta dziewczyna wygląda na jakieś 18, co ty sobie w ogóle wyobrażasz, zachowujesz się jak jakiś nastolatek, a po drugie ona nawet nie mieszka w Londynie”. Głupi mózg, jak zawsze miał rację. W tym momencie jednak nie chciałem słuchać rozumu, miałem nadzieję, że Iza do mnie zadzwoni, gdyż w jej zeszycie pod autografem zostawiłem swój numer telefonu, cóż, zapomniałem wziąć jej numeru.  W towarzystwie tej dziewczyny zapomniałem o całym świecie, a co dopiero o wzięciu do niej numeru. Teraz wszystko pozostawało w rękach Polki.

*

Pierwszy rozdział, z którego jestem zadowolona w 100%, liczę na to, że dalej to już tylko lepiej będzie mi się pisać. Wreszcie po nudnym początku coś zaczyna się dziać :) Pozdrawiam i zapraszam do czytania i komentowania. 

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział II.

Po około dwugodzinnym locie Iza wraz z Sandrą znalazły się w Londynie. Na lotnisku powitała je Paulina, siostra cioteczna Izy, u której miały się zatrzymać.
- Cześć, dziewczyny, jak my długo się nie widziałyśmy ! – radośnie krzyknęła Dominika, rzucając się na szyję przybyłym koleżankom.
- Niestety, przeprowadziłaś się tak daleko i teraz nie mamy możliwości regularnego spotykania się tak, jak to było dawniej – odpowiedziała Iza z wyczuwalną dozą smutku w głosie.
- Serce nie sługa, często stawiamy na miłość, ona zmienia nasze życie. Zresztą tutaj, w Londynie mam większe możliwości rozwoju – mówiła Paulina. Dwudziestopięciolatka wyjechała do Anglii 2 lata wcześniej, głównie z powodu miłości. Jej mężem został Saul Hudson, popularnie zwany Slashem. Poznała go w czasie jednego z koncertów w Polsce i po pewnym czasie znajomości wyjechała z nim ze swojego rodzinnego kraju, a następnie wzięła ślub. Mogłoby się wydawać, że ten związek długo nie przetrwa ze względu na gitarzystę, który zachowywał się jak typowy rockman, jednak całkowicie zmienił się dla wybranki swojego serca. Przestał „szaleć” i bez obaw Paulina wypuszczała go na trasy koncertowe trwające nawet kilka tygodni. Mogła wtedy całkowicie oddać się pracy w swojej prywatnej klinice weterynaryjnej zajmującej się głównie leczeniem psów.
- Dobrze, może nie stójmy tutaj tak na lotnisku, jedźmy w końcu do mnie, mamy wolną chatę, bo mój facet wyjechał w trasę – zaproponowała Paulina, co spotkało się z aprobatą Izy i Sandry.
Iza i Sandra, jadąc czarnym range roverem Pauliny podziwiały angielskie miasto.
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tutaj jestem – mówiła zafascynowana Sandra. - Nie przypuszczałam, że kiedyś się tutaj znajdę.
- Ja też, ten wyjazd dużo dla mnie znaczy, szczególnie to, że wreszcie będę na meczu mojej ukochanej Chelsea i zobaczę tych Niebieskich ludzi, którzy tak wiele dla mnie znaczą – Iza wtórowała Sandrze.
Po około dziesięciu minutach cała trójka dotarła do domu Pauliny. Był on typowo angielski z małym ogródkiem. Po wejściu do domu Iza i Sandra zwiedziły wszystkie pomieszczenia, odświeżyły się po podróży i ulokowały w pokojach na piętrze, które przydzieliła im Paulina. Dom był duży, więc każda z nich mogła spać oddzielnie. Następnie zeszły na dół, gdzie Paulina przygotowywała obiad.
- Może ci w czymś pomóc ? - zapytała Iza.
- Nie trzeba, jesteście moimi gośćmi, więc ja wszystko przygotuję, zresztą już prawie skończyłam – odpowiedziała Paulina.
Obiad był typowo polski. Jako zupę zjadły rosół, a na drugie danie był schabowy z ziemniakami i surówką.
- Jednak nie zapomniałaś jeszcze o tym, że pochodzisz z Polski – śmiała się Sandra.
- Nie mogłabym zapomnieć o kraju, gdzie się urodziłam i wychowałam, często wspominam czas, kiedy jeszcze mieszkałam w Kielcach – stwierdziła Paulina.
- Ja nie wyobrażam sobie, żebym miała wyjechać z Polski na stałe – powiedziała Iza. - Wyjazd na pewno nie znajduje się w moich planach na przyszłość.
- Poczekaj, nigdy nie mów nigdy. W końcu może zdarzyć się tak, że zakochasz się w jakimś obcokrajowcu i miłości podporządkujesz swoje życie. Dla niego zmienisz swoje plany życiowe, wyjedziesz do innego kraju, by tam uporządkować swoje życie – ciągnęła Paulina.
- Sorry, ja nigdy się jeszcze nie zakochałam i nie zakocham, nie ma nawet takich szans. No chyba, że...
- Chyba że... ? - podchwyciły Sandra z Pauliną. - Dokończ swoją myśl.
- Nieważne.
Polka w tym momencie pomyślała o kimś, kto znajdował się pewnie gdzieś niedaleko, kogo miała zobaczyć już w sobotę na meczu swojego ukochanego londyńskiego klubu. Tym kimś był oczywiście Fernando Torres, jej ulubiony piłkarz. Nie znała go osobiście, ale odczuwała do niego pewnego rodzaju sympatię. Dla niej był wręcz ideałem. Pomyślała, że gdyby spotkała kogoś podobnego właśnie do niego to mogłaby się zakochać. O samym piłkarzu nie myślała w ten sposób, w końcu była już dorosła i dawno porzuciła nastoletnie marzenia o bajkowym związku z kimś sławnym. Wiedziała, że nie miałaby najmniejszych szans u kogoś takiego, zresztą piłkarz miał już żonę i razem z nią i dziećmi tworzyli szczęśliwą rodzinę, rodem z okładki jakiegoś kolorowego magazynu.
- Wiecie co, może byśmy poszły na jakiś spacer ? - zaproponowała Iza. - Nie mam ochoty siedzieć w domu, bo pogoda jak na Wielką Brytanię jest wyjątkowo ładna.
- Jakoś mi się nie chce, jestem jeszcze trochę zmęczona po podróży – powiedziała Sandra. Paulina również nie była nastawiona pozytywnie do wyjścia.
- Dobrze, skoro nie chce wam się ruszyć tyłków z kanapy to pójdę sama.
- Nie znasz przecież miasta – powiedziała Paulina. - Pod wieczór możemy pójść wszystkie razem.
- Ja mam akurat ochotę pójść teraz, nie znam miasta, ale perfekcyjnie znam angielski, w razie czego zapytam o drogę, znam adres. Poza tym świetnie orientuję się w terenie, więc postaram się nie zgubić.
- Dobrze, skoro nalegasz to nie będziemy cię zatrzymywać. Udanego spaceru – życzyły Izie Paulina i Sandra i poszły pooglądać telewizję.
Polka założyła czerwone wysokie trampki, wzięła czarną skórzaną kurtkę i wyszła z domu z zadowoloną miną. Nie przypuszczała, że ten spacer wywróci jej życie do góry nogami. 




*

I jest drugi rozdział, jest tak beznadziejny, że szkoda gadać, ale to taka "zapchajdziura", Iza i Sandra w końcu musiały przylecieć do Londynu i musiałam to opisać. Slash pojawił się tutaj specjalnie, musiałam to zrobić ze względu na pewną osobę :) Następny rozdział za tydzień, a dzisiaj moje myśli zaprząta już tylko Brazylia, z całą sympatią dla Niemców, ale dzisiaj to moja Brazylia musi wygrać ♥

środa, 2 lipca 2014

Rozdział I.

Z perspektywy Izy:
Właśnie otrzymałam wyniki mojej matury. Poszło mi zadziwiająco dobrze, nie spodziewałam się aż takich dobrych. Najlepiej zdałam język niemiecki i angielski, w końcu zawsze od zawsze ciągnęło mnie do języków, szczególnie do angielskiego. Jednak moja ciężka praca się opłaciła, teraz tylko pora złożyć papiery na studia. Wybieram się do Warszawy na dziennikarstwo sportowe. W końcu sport, a szczególnie piłka nożna to moja pasja, już tyle lat kibicuję Chelsea i FC Barcelonie, nie wyobrażam sobie życia bez tych dwóch klubów i weekendu w sezonie bez meczu. Pewnego dnia postanowiłam sobie, że po maturze, kiedy już będę pełnoletnia pojadę do Londynu na mecz. Zabieram też ze sobą swoją przyjaciółkę Sandrę, co prawda nie interesuje się ona piłką, ale na pewno będzie zadowolona z powodu wyjazdu za granicę.  Akurat przeprowadziła się do Anglii moja kuzynka, więc będę miała się u kogo zatrzymać. W końcu dzięki pewnemu graczowi właśnie z Chelsea w ogóle zaczęłam oglądać piłkę nożną…

W tym samym czasie, w pewnym domu, gdzieś w Londynie:
Był piękny majowy dzień, tuż przed zakończeniem sezonu. Fernando właśnie bawił się w ogrodzie ze swoimi dziećmi Leo i Norą. Jego żona Olalla była w domu. Nic nie zapowiadało tego, co za chwilę miało się wydarzyć….
Po kilku minutach Hiszpanka przyszła do ogrodu z trzema walizkami: jedną dużą i dwiema mniejszymi.
- Nando, muszę ci coś powiedzieć – zaczęła łagodnie.
- Jedziesz gdzieś na wakacje? Beze mnie ? Przecież zostały mi tylko 2 tygodnie do końca sezonu, obiecałem Ci, że pojedziemy z dziećmi do Disneylandu na Florydzie.
- Nie do końca wyjeżdżam na wakacje. Ja.. ja nie wiem, jak mam Ci to powiedzieć..
- Mów, zniosę wszystko – odpowiedział Hiszpan, spodziewając się słów, które miały za chwilę paść.
- Odchodzę, wyjeżdżam z dziećmi do Hiszpanii i tam już zostaję.
- Zostawiasz mnie ? Po tylu latach spędzonych razem ? – Torres poczuł się tak, jakby otrzymał cios w samo serce.
- Zrozum Nando, nasz związek nie ma sensu. Ostatnio trochę się kłóciliśmy, nasza miłość się wypaliła i uważam, że to beznadziejny pomysł jeszcze to kontynuować.
- Ja do Ciebie czuję ciągle to samo, co czułem, kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem. Przecież możemy wszystko naprawić, a przynajmniej spróbować. Olly, ja ciągle Cię kocham, nie zostawiaj mnie – ciągnął Hiszpan ze smutną miną. Właśnie tracił osobę, którą bardzo kochał i nic nie mógł na to poradzić.
- Ja już Cię nie kocham. Prawda jest taka, że mam kogoś – odpowiedziała Olalla z dziwną miną.
- Kto to jest ? – zapytał Fernando.
- Nie wiem, czy powinnam Ci to mówić, to Cię zrani jeszcze bardziej, to, że już nie czuję do Ciebie tego, co kiedyś, nie oznacza, że chcę żebyś cierpiał.
- Mów, w tej chwili to już nic nie zrobi mi różnicy – stwierdził Fernando z coraz bardziej zagniewaną miną, smutek powoli zamieniał się w gniew, kiedy dowiedział się o zdradzie.
- Cokolwiek ode mnie usłyszysz, wiedz, że to nie była wina tej osoby, tak zdradziłam Cię z tym mężczyzną, ale to moja wina, ja go do tego namówiłam, potem pomiędzy nami narodziła się miłość, z nią nie można walczyć.
- Więc kto to jest ? – Torres myślał, kto to mógł być. Ktoś z jego przyjaciół ? Dani, Juan, David ? No przecież nie..
- Sergio Ramos.
- Co, kurwa ? Chcesz mi powiedzieć, że zdradziłaś mnie z moim najlepszym przyjacielem ? Kiedy to się stało, co ? – Torres nie mógł zrozumieć tego, że jego najlepszy przyjaciel tak się zachował. W końcu dziewczyna kumpla jest zawsze nietykalna, to była od zawsze podstawowa zasada męskiej przyjaźni.
- Pamiętasz, kiedy Chelsea grała w finale Ligi Mistrzów w Lizbonie z Realem Madryt w zeszłym roku ? Właśnie wtedy. Zawsze lubiłam Sergio, dobrze o tym wiesz. Poszłam do niego do pokoju pogratulować mu wygranej, był bardzo zadowolony z powodu zwycięstwa i mnie pocałował. Potem powiedział mi, że zawsze mu się podobałam. Mnie też on nie był obojętny. I tak to się właśnie zaczęło.
- Chcesz powiedzieć, że przez cały rok przyprawiałaś mi rogi z Ramosem, którego kurwa traktowałem jak jebanego brata ?
- Nie zrozum mnie źle, ważne, że dowiedziałeś się tego ode mnie, a nie z pierwszej strony jakiegoś magazynu plotkarskiego.
- Ojej, jakże jesteś wspaniała, że raczyłaś mnie poinformować o swoim wybryku sama. Co, teraz może oczekujesz ode mnie tego, że będę Ci życzył szczęścia w nowym związku, co ? – odparł sarkastycznie Torres.
- Nie gniewaj się na mnie, proszę, serce nie sługa.
- Idź już stąd, nie chce mi się z Tobą rozmawiać, od dzisiaj Ty i Sergio jesteście dla mnie zerami, nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Powiedz mi tylko, co będzie teraz z dziećmi ?
- Lecą ze mną do Hiszpanii, tam będę mieszkać teraz z moim nowym partnerem.
- Jeszcze zobaczymy, Leo i Nora są dla mnie wszystkim, będę o niej walczył z Tobą w sądzie, jeżeli będzie trzeba, muszę je widywać.
- Ja ci nie zabraniam z nimi kontaktu, ale zrozum, że dzieciom lepiej jest z matką, a Ty ciągle wyjeżdżasz na mecze, chcesz je zostawiać za każdym razem z opiekunką ?
- Chyba.. Chyba masz rację, ja chcę ich szczęścia – odpowiedział łagodniej Fernando. – Z Tobą nie chcę mieć już nic do czynienia, w innych kwestiach niż opieka nad dziećmi. – dodał gniewniej.
- Muszę już iść, za godzinę mam samolot do Madrytu, chodźcie dzieci, pożegnajcie się z tatą, bo teraz nie będziecie się z nim codziennie widywać.
Kilka minut później przyjechała taksówka. Olalla, Leo i Nora wsiedli do niej, a Fernando ze złością zdjął z palca swoją srebrną obrączkę i cisnął nią o ziemię. Był jednocześnie zły i zrozpaczony, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić…

*

I mamy pierwszy rozdział. Sorry, Sergio, musiałam, najbardziej mi pasowałeś tutaj do tej roli. Nawet nie wiecie, jak mi smutno, że tak zraniłam Fernando, zresztą jeszcze nieraz zostanie zraniony w tym opowiadaniu, cóż, życie jest brutalne. Ale oczywiście wiele szczęśliwych momentów też już mam zaplanowane :)